Rok temu podjąłem decyzję o zmierzeniu się z tym właśnie lękiem. Podczas Ceremonii Pochówku Wojownika miałem stanąć twarzą w twarz z własną śmiertelnością. Kopiąc swój grób, krok po kroku, szukałem czegoś, czego nie mogłem dotknąć podczas wewnętrznej pracy, ale jednocześnie czułem, że mnie wzywa. Ale od początku – to nie jest tak, że przyjeżdżasz i ktoś Cię zakopuje :) to nie są filmy o gangsterach. To cała, piękna ceremonia poprzedzona kręgami, intencjami, modlitwą, w końcu pisaniem listu do bliskich i głęboką refleksją nad tym, co już przeżyłem, co jest za mną i tym, co jeszcze przede mną, co bym zmienił i jak bym chciał żyć. Refleksja potrzebna, by zacząć na nowo, w nowej jakości, nowej odsłonie.
Kulminacyjnym momentem trzydniowej ceremonii była noc spędzona w ziemi. Jak się okazało, była dla mnie czymś więcej niż tylko rytuałem – była podróżą w głąb siebie, w miejsce, które na co dzień trudno jest dotknąć.
Wyobrażałem sobie, że tam, pod ziemią, przyjdzie do mnie lęk, który sobie uwolnię, i wszystko będzie fajnie – ale nie przyszedł. Przyszło przerażenie pomieszane z paniką, które rozrywały mnie od środka, jednocześnie implikując myśli: „zaraz wyjdę”, „nie dam rady”, „co za wstyd”, „nie mogę tego przerwać”, „nie po to jechałem 800 km”, „ty nie dasz rady?”.W ciele czułem potężną energię, która kazała mi uciekać, wyszarpać się z tej dziury.
Próbowałem wszelkich mi znanych praktyk, oddychania, modlitwy – wszystkiego, co w tej panice mogłem sobie przypomnieć. I choć robiłem co mogłem, uczucie wcale nie mijało. Po ok. 20 minutach (tak myślę) walki wewnętrznej, w momencie, gdy pragnienie ucieczki było najintensywniejsze, a ja kręciłem się z boku na bok, odkrywałem ze śpiwora, rozbierałem z gorąca, intensywnie oddychałem, zdałem sobie sprawę, że prawdziwą odwagą jest pozwolić temu uczuciu przepłynąć i zwyczajnie poddać się temu, co jest. No pewnie! Poddać się! W końcu do tego doszedłem i choć znałem to z codziennej praktyki, w tych warunkach nie było to takie oczywiste. W końcu poczułem, że energia paniki się wyczerpuje, a każdy kolejny oddech jest coraz bardziej miarowy i już nie muszę nigdzie uciekać.
Resztę nocy spędziłem wycieńczony zmaganiami, w końcu zasnąłem. Budziły mnie jeszcze kilka razy odgłosy bębnów lub fletu, ale nie robiły już na mnie większego wrażenia – coś przychodziło, uwalniałem i szybko wracałem do snu. Ok. 8 rano prowadzący obudził nas biciem bębna, a my mogliśmy powoli przygotować się do wyjścia, gdzie czekał na nas wspólny posiłek po 12 godzinach spędzonych pod powierzchnią ziemi w totalnej ciemni.
To doświadczenie bardzo długo we mnie pracowało i choć były trudne chwile, to jestem dumny z siebie, że przekroczyłem kolejne ograniczenie na swojej drodze. Choć trudne, to piękne, bo dzięki tej konfrontacji wyjechałem będąc innym człowiekiem. Zrozumiałem, że aby żyć pełnią życia, muszę przestać się bać, a zamiast tego wierzyć jeszcze bardziej – w życie, w miłość, w Stwórcę, w wewnętrzną siłę – to one pozwalają nam przekraczać każde ograniczenie, ale decyzja, by się z tym zmierzyć, jest po Twojej stronie.Tylko Ty wybierasz ile sobie pozwolisz tutaj doświadczyć – wszyscy wiemy, jak można żyć, bo widzimy jego różne odcienie. Nieliczni wiedzą, że wszystko można zmienić i że wszystko jest naszym wyborem – to właśnie stąd moja determinacja, by codziennie stawać się lepszą wersją siebie, bardziej odważną, bardziej kochającą, bardziej spokojną i spełnioną – bo czemu nie, skoro wszystko jest naszym wyborem? Po co zgadzać się na przeciętność, skoro można żyć codziennie lepiej?
Nie jestem wyjątkiem, znam osoby, które przeszły tę drogę i wyszły z niej silniejsze, gotowe żyć bez strachu, wolne od ciężaru obaw i lęków. Gotowe, by zacząć żyć na swoich zasadach i realizować swoje marzenia.
Bo kiedy nie boisz się niczego, to co może stanąć na twojej drodze? – pomyśl chwilę o tym.
Czasami trzeba zejść naprawdę głęboko, by stanąć twarzą w twarz z tym, co najtrudniejsze. A jednak to właśnie tam, w najciemniejszej nocy, możemy odnaleźć światło. Bo prawdziwa wolność rodzi się tam, gdzie pozwalamy miłości i wierze prowadzić nas przez nasze najgłębsze obawy, by na końcu zobaczyć, że i one były jedynie bajką, w którą uwierzyłeś! Takie sztuczki płata twój umysł, dokładnie tak! To wszystko jest tylko fantazją – o czym przekonujemy się tylko wtedy, gdy wybierzemy odwagę, by się z tym spotkać, poprzez doświadczenie tylko!
To doświadczenie miało być nie tylko moją autostradą do wewnętrznej zmiany, ale również utwierdzeniem, że to, co robię i czym się dzielę, jest moim doświadczeniem, a nie ładnym frazesem z kolejnej książki, którą przeczytałem. Jestem tutaj po to, by być świadectwem tego, czego sam uczę i pokazuję, gdy osoby na sesjach spotykają się z własnymi demonami, a po wszystkim śmiejemy się razem i cieszymy z rezultatów!
Mój post nie ma na celu promocji tego typu wydarzenia, a jedynie refleksję i świadectwo potwierdzające powiedzenie, że jak się chce, to można :) ale najpierw trzeba się nie bać by odważnie wybierać.
Ściskam,Łukasz
NAWIGACJA
SKONTAKTUJ SIĘ
OFERTA
Na co dzień doświadczam, że prawdziwe uzdrowienie przychodzi przez miłość i wiarę. Wiarę w to, że nawet najgłębiej ukryte lęki, te wyparte, niewidoczne w codziennym życiu, mogą być uzdrowione. Że nic nie ogranicza nas bardziej niż nasze własne obawy. I że największym z tych lęków, który wszyscy w sobie nosimy, jest strach przed śmiercią.